Serwetowy zawrót głowy

Przez ostatni miesiąc miałam urwanie głowy jeśli chodzi o robótki. Udało mi się wydziergać dwie chusty, sporą serwetę, szalik i mitenkę-ocieplacz nadgarstka. Wydaje się mało? Błąd.

Jedną chustę robiłam kilkakrotnie i dopiero za czwartym razem uzyskała pełną aprobatę zleceniodawczyni, czyli mojej drogiej Mamy. Jedną z prób uwieczniłam tutaj. Fotek wersji ostatecznej jeszcze nie mam, ale nic straconego. Druga chusta wyszła dobrze już za pierwszym podejściem, ale też pokażę ją później. Będę musiała napisać oddzielny post dotyczący wszystkich chust mojej Mamy. Mitenkę z akrylowej włóczki zrobiłam na drutach szybciutko, ale okazało się, że musiałam ją zrobić drugi raz, bo była za luźna. Stosunkowo najmniej problemów sprawił szalik - udał się już za pierwszym podejściem, jest mięciutki i cieplutki.

Serweta natomiast dostarczyła mi wielu wrażeń, niekoniecznie przyjemnych. Zamówiono ją u mnie na początku listopada w ramach prezentu pod choinkę dla znajomych. Jako wytyczne dostałam jedynie rozmiar i kolor - 120x60 cm, biała albo ecru. Reszta to już jak uważam... Sporo czasu zajęło mi wybranie wzoru - miałam ambicje na zrobienie czegoś ściegiem siatkowym, w jakiś ładny kwiatowy wzór. Moje gazetki nie zawierały niczego w odpowiednim rozmiarze, ale od czego są internety. Znalazłam ładny wzorek, który po usunięciu tu i ówdzie pustych kratek okazał się idealny. Jako materiał postanowiłam wykorzystać kord, a to z tej przyczyny, że jest prostszy w utrzymaniu - nie trzeba go krochmalić, wystarczy potraktować żelazkiem. Kupiłam zatem biały kord. Przez internet, bo taniej. Paczka szła równo tydzień. Ale kiedy już ją otworzyłam... Ja wiedziałam, że ten kord nie będzie cieniutki. O taki właśnie mi chodziło. Takim na przykład Opalem dziergałabym to może do następnego Bożego Narodzenia. Ale to co zobaczyłam nieco mnie jednak zdziwiło. Otrzymałam coś, co grubością i fakturą przypominało raczej linkę do wieszania prania niż nici do szydełkowania. No dobrze, przesadziłam, to nie było aż tak grube. Ale za to strasznie szorstkie, aż strach byłoby stawiać na takiej serwecie naczynia, bo jeszcze się porysują. O porysowanym stole już nie wspomnę. No ale nic, działamy zgodnie z przygotowanym wcześniej planem. Gdzieś tak w 1/8 długości serwety zorientowałam się, że moje obliczenia nie były jednak prawidłowe. Przy założonej ilości oczek otrzymałabym nie serwetę, ale obrus prawie dwa razy większy niż w zamówieniu. Na szczęście mogłam jeszcze zmniejszyć liczbę oczek bez szkody dla wzoru. No to prujemy i zaczynamy od zera. Ale znowu miałam dzień w plecy. Następnego dnia, po zrobieniu mniej więcej tyle samo serwety, popatrzyłam w końcu na nią porządnie... I z przerażeniem stwierdziłam, że to, co mi wychodzi spod szydełka, wygląda po prostu okropnie. Słupki wielkie, jakieś takie toporne... Wpadłam w czarną rozpacz, z której wyrwała mnie Mama propozycją, abym zrobiła coś patchworkowego, ale tym razem zgodnie z opisem, bez kombinowania. Przejrzałam więc znów gazetki i wybrałam prostą, ale efektowną serwetę z "Robótek ręcznych extra", nr 2/2011. Mając jeszcze świeżo w pamięci nabyty przez internet kord, udałam się do pasmanterii... Gdzie znów przeżyłam atak paniki, bo na stanie nie mieli kordonka, z którego miałam zrobić to draństwo. W końcu, bliska łez, nabyłam dwa motki białej Muzy 10. Lubię robić z Muz, jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Po powrocie do domu usiadłam do dziergania i wreszcie udało się - w ciągu tygodnia zrobiłam coś, co w pełni mnie usatysfakcjonowało. Wykrochmaliłam diabelstwo i rozpięłam na mojej macie z pianki do paneli podłogowych, dziękując wszystkim dobrym duchom szydełka, że ma ona akurat potrzebne mi 120 cm długości. Zrobiłam od razu zdjęcia, ale nie wyszły zbyt dobrej jakości, bo była to już noc, a ja jakoś nie umiem ustawić aparatu tak, by robił ładne zdjęcia w tych warunkach oświetleniowych. Ale coś tam jednak widać.


Pod serwetą znajdują się koronki na kuchenną półkę, które leżały w szafie i czekały na wykrochmalenie, więc zajęłam się nimi przy okazji.

Serweta jest już u zleceniodawców, więc nie ma już szans na jakieś lepsze fotki.

Co do innych wspomnianych wyrobów, pokażę je kiedy indziej, przy okazji.

Komentarze