Koguty w ogrodzie

No i stało się. Szydełko poszło na razie w kąt na rzecz haftu krzyżykowego. Mam na warsztacie pewien obrazek, ale pochwalę się nim dopiero, kiedy będzie już skończony. To ma być prezent-niespodzianka, więc nie chcę ryzykować, że osoba, dla której jest przeznaczony, dowie się o nim wcześniej. Poszłam na łatwiznę i kupiłam kanwę z nadrukowanym wzorem, więc zapewne wiele osób powiedziałoby, że nawet nie mam się czym chwalić. Cóż, dopiero zaczynam przygodę z haftem, więc mogę potraktować to jako naukę. Niestety, wciąż potrafię się pomylić i krzyżyki czasem idą mi nie w tą stronę, co trzeba. Ale już wkrótce nie powinnam mieć z tym problemu.

Tyle tytułem wstępu, pora na część właściwą.

Dwadzieścia-kilka lat temu, w czasach, które znam bardziej ze zdjęć i opowiadań, niż z własnych wspomnień, moja babcia i dziadek mieli w ogródku kurnik. Kiedyś, kiedy dziadek budował kurom nowe ogrodzenie, ganiałam za kogutem z młotkiem w ręku. Nie trwało to długo, bo kogut w końcu się zdenerwował i zaczął gonić mnie. Pierwsza część tej historii jest uwieczniona na zdjęciach, druga już nie, zapewne z powodu konieczności ratowania mnie przed kogucią zemstą.

W każdym razie, po dwudziestu-kilku latach drób wrócił do naszego ogródka za sprawą pięknych stołeczków. Dostaliśmy je już dość dawno temu od wujka, który hobbystycznie zajmował się stolarką. Niedawno Mama postanowiła je odświeżyć za pomocą techniki decoupage, tworząc w ten sposób małe, użytkowe arcydzieła.







Wkrótce pokażę więcej dzieł mojej Mamy :)

Komentarze